Pora do domu czyli podróż przez pół świata

Podróż do domu ropoczęliśmy o 18.00 czasu balijskiego wyruszając z naszego hotelu Puri Saron w Seminyak na lotnisko w Denapasar. Stamtąd lotem KL 836 mieliśmy wyleciec do Amsterdamu o 21:35. Nie wylecieliśmy. Bałagan, zamieszanie, brak informacji albo błędne informacje powodowały, że my – podobnie jak pozostałych blisko 400 pasażerów- koczowało w knajpkach i na podłodze bylejakiego, dość zapuszczonego lotniska w Denpasar na Bali przez kilka godzin. Raz jakiś cieć lotniskowy przesuwał tę liczną grupę spod bramki nr 7 do bramki nr 5 gdzie nikt nie wiedziałco nami zrobić, za kilkadziesiąt minut ponownie byliśmy przekierowywani do innej bramki i tak ten ruch kompletnie bezsensowny trwał. W międzyczasie na otarcie łez dostaliśmy napoje od linii lotniczych i dalej czekaliśmy.
W końcu po blisko 4 godzinach poślizgu zaczęła się odprawa i bez słowa przeprosin zapakowano nas do samolotu, którym mieliśmy dolecieć do Singapuru ( międzylądowanie techniczna) . Umęczeni, śpiący ludzie , w tym sporo starszych , a także malutkie dzieci, po 2 godzinach lotu wysiedliśmy w Singapurze na lotnisku Changi w radykalnie odmiennej rzeczywistości- czysto, schludnie, sprawnie, szybko – słowem najlepsze lotnisko świata ( moim zdaniem ).
Po powrocie na pokład nowa załoga poinformowała nas, że powodem opóźnienia w wylocie z Bali był ogromny ruch samolotów VIPów nad wyspą, co spowodowało, że samolot przylatujący z Europy tak długo kołował, iż musiał wylądować w Surabayi by uzupełnic paliwo i dopiero wówczas kontynuowałlot do Denpasar.
Wszystko to oczywiście zrujnowało nasz plan podroży do domu, bo wskutek opóźnienia utraciliśmy szansę zdąrzenia na lot z Amstardamu do Berlina….
Podróż trwa już 21 godzin ,a jej koniec wydaje się bardzo odległy….
pisane na pokładzie samolotu z Singapuru do Amstardamu
Zobaczymy jak się potoczy.
Zakończyła się po 36 godzinach ( door to door).
ŚWIAT NIE JEST TAKI MAŁY !!

Finalne odliczanie czyli trochę o kalendarzu

Wszystko co dobre kiedyś się kończy….. Stare, prawdziwe porzekadło.
Moja podróż po archipelagu indonezyjskim ( małym jego fragmencie ) dobiega końca, a tęsknota za domem i bliskimi także coraz mocniej daje o sobie znać.
Zanim jednak rozpocznę odwrót do Europy kilka słów o kalendarzu, który przecież jest synonimem odliczania czasu, określania terminów.
Tu na Bali obowiązują 3 (!) kalendarze:
– słoneczny – dobrze nam znany, związany z ruchem Ziemi wokół Słońca , który obejmuje cykl 365 dni
– księżycowy – dość popularny w wielu krajach Azji, który odnosi się do czasu w jakim Księżyc okrąża Ziemię co trwa w przybliżeniu 29,5 dnia
O ile ten pierwszy używany jest na Bali oficjalnie ( do celów urzędowych), ten drugi funkcjonuje jako dodatkowy- pomocniczy to rola tego trzeciego – balijskiego kalendarza jest dla Europejczyka czymś niezrozumiałym kompletnie.
W każdej lokalnej wspólnocie odgrywa on kluczową rolę , bowiem określa precyzyjnie dni właściwe do zamążpójścia, kładzenia dachu na domu, wyrobu sieci, oświadczyn, pochówku, sadzenia ryżu czy rozpoczęcia żniw i dziesiątków innych czynności. Wyznaczeni do tego kapłani niejako na zapytanie określają w danym miesiącu dni , które są dobre do planowanych zadań.
Konsekwencją tego jest na przykład konieczność oczekiwania z pochówkiem zmarłych na dzień, który do tego będzie najwłaściwszy. Rodzi to konieczność przechowania w domostwach zwłok, które odpowiednio zabalsamowane ( a nawet w razie konieczności konserwowane formaliną) , owinięte w biały całun czekają na „swój ” czas. W temparaturach tropikalnych to ekstremalne wyzwanie. Dodatkowo nie bez znaczenia jest to czy w owym „właściwym ” momencie rodzina ma pieniądze na kosztowną kremację. Jeśli środków brak, ciało jest we właśiwym dla pochówku dniu chowane do ziemi i ekshumowane w chwili kiedy rodzina zbierze pieniądze po to by je poddać kremacji zbiorowej. Droga ro reinkarnacji nie należy więc do najspokojniejszych….

20121110-075330.jpg

20121110-075344.jpg

20121110-075401.jpg

Artystyczne miasteczko Ubud i rafting

Wprawdzie nadal się upieram, że woda to nie jest NATURALNE środowisko człowieka, ale po blisko 3 tygodniach w Indonezji gdzie wód rozmaitych w bród, a błony pławne niemal wyrastają mi między palcami, rafting na rzece Ayung to była czysta przyjemność.
Rzeka wija się w dolinie , ktorej ściany to cudna, zielona ściana splątanych lian, palm, paproci jak te jurajskie, krotonów i inncyh egzotycznych zieloności, któe czepiają się czym się da podłoża lub innej rośliny i rosną jak szalone. W takim zielonym tunelu przeplatanym warkoczami wodospadów płynęliśmy na błekitnym pontonie, ubrani z niebieskie kamizelki i takież kaski czasami stawiając czoła bystrzom rzeki, a często dając się ponieść jej wartkiemu nurtowi. Zabawa przednia, wojny pomiędzy pontonami różnych narodowości – wesołe i niegroźne,a finał w postaci lunchu pod palmami w cieniu kolorowych krotonów – smakowity.
Potem wizyta w miasteczku artystów – Ubud i choć całe Bali sztuką stoi to tu jej koncentracja jest ponadprzeciętna . Tu całe miasto jest jedną wielką galerią sztuk wszelakich często wybitnych a na pewno- wartych zauważenia, ale też mnóstwo to koszmarnego kiczu. Niemniej kawa w cieniu jednej z tysięcy ( tak ! ) świątyń nad pięknym stawem pełnym kwiatów lotosu z pewnością nie była czasem zmarnowanym.
Ubud jest piękne i warte zatrzymania na dłużej o czym donosi Ibuela 😉

20121110-004119.jpg

20121110-004156.jpg

20121110-004235.jpg

20121110-004310.jpg

Moczenie z fajką

Cudowny dzień na wodzie !
Turkusowe morze, łódka z sympatyczną załogą, oczywiście – jak codzień- znakomita pogoda i wyruszamy na zbiorowe moczenie ciał z fajką 😉
Zarówno snorkling jak i połów ryb na haczyk przyczepiony do żyłki, a nawet – dla fanów – nurkowanie wszystko udało się wspaniale. No może jedynie wkroczenie w tej ” oceanicznej ” wersji z zapiaszczonym wizerunkiem do salonu sprzedaży pereł było kontrowersyjne….., ale – cóż- rynek ma swoje prawa.
20121109-112207.jpg20121109-112312.jpg20121109-112358.jpg20121109-112428.jpg

Ekumeniczne modły w otoczeniu bananowców

Hinduizm przy całym swoim skomplikowaniu wydaje się być religią otwartą, w wersji balijskiej ( balinizm ?) taką chyba napradę jest.
Dziś – dzięki kontaktom lokalnego pilota – poznaliśmy człowieka, który nie wyodząc się z kasty braminów w pewnym momencie swego zycia poczuł powołanie i po przejściu wymaganych, kolejnych stopni wtajemniczenia został hiduistycznym kapłanem – mangku. Dotychczas wiedziałam, że przynależność do kasty braminów jest dawana z urodzenie i nie można jej zmienić, tu jakby dzieje się inaczej, choć może nie do końca jest to wejście do kasty,a raczej wkroczenie do kręgu wtajemniczonych.
Mangku Astika ma żyłkę do biznesu, bo oprócz świadczenia usług kapłańskich , które bynajmniej nie są działalnością non profit , ma sklep z sarongami i inne małe geschefty. No cóż, każdy orze jak może.
Spotkanie w domu Astiki rozpoczęło się od kawy i indonezyjskich słodkości ( wszystko na bazie ryżu), a potem – by móc przestąpiś progi świątyni – zostaliśmy przebrani przez żonę kapłana w stoswne, białe szaty. Razem udaliśmy się autem do odległej o ca 1 godzinę drogi pięknej , bogato zdobionej, zanurzonej w tropikalnej zielonosci świątyni.
Tam po ceremonii oczyszczenia ( ciała i duszy), w skupieniu kontemplowaliśmy zgodnie z wskazówkami przechodząc przez kolejne etapy rytuału, by na końcu otrzymać błogosławieństwo dla nas i naszych intencji. Powiał wiatr co zdaniem Astiki było potwierdzeniem skuteczności naszych modlitewnych medytacji i dobrego kontaktu z absolutem.
Mistycyzm całej ceremonii zakłóciło nieco finalne rozliczenie z kapłanem w żywej, a nie mistycznej gotówce 🙁

Po tym doświadczeniu wśród pól i tarasów ryżowych krętą i mocno dziurawą drogą dotarliśmy do kolejnej świątyni , która przepięknie położona na nadmorkim klifie była akurat miejsce ludycznych uroczystości . Festyn o bliżej nieznanym charakterze zgromadził istne tłumy. Nie mal wszyscy się fotografowali, wielu uczestniczyło w koncercie gamelanu, pokazie tanców gdzie urodziwe Balijki o taliach osy w barwnych strojach wykonywały skomplikowane figury. Całemu przedstawieniu w pierwszych rzędach przyglądali się oficjele – członkowie BANJARU – lokalnej wspólnoty, której władza jest niemal nieograniczona i dotyczy wielu sfer życia prywatnego,a także kwestii podatkowych, gruntowych, biznesowych, środowiskowych etc.
Ciekawy, barwny dzień

20121109-103729.jpg

20121109-103752.jpg

20121109-103832.jpg

20121109-103845.jpg

20121109-103901.jpg

20121109-103919.jpg

Bali zmienia oblicze

Mam nadrabiać zaległości , a kompletnie nie mam na to siły. Ostatnie 2 dni obfitowały w rozmaite wydarzenia i atrakcja, które trudno ująć w kilku zdaniach. Uczciwość reporterska nakazuje mi jednak przyzanć, że ocena Bali uległa zmianie i to radykalnej.
Wczoraj mieliśmy okazję obejrzeć interior wyspy, posłuchać opowieści znawcy – Adama o zwyczajach, historii, kulturze i czasie teraźniejszym. Obrazy jakie zobaczyłam odmieniły moje nastawienie do Bali. Piękne świątynie, barwny folklor , wspaniała roślninność z soczyście zielonymi tarasami ryżowymi , tajemnicze , drzemiące wulkany i wiele innych elementów spowodowały, że Bali można się zachwycić.
Długotrwałe opowieści o katastrofalnej korupcji w tym państwie rysują obraz rzeczywistości, który nie mieści się w standardach europejskich co może , samo w sobie, nie jest jeszcze zagrożeniem, ale daje wiedzę o tym, jak trudno żyć tu zwykłemu zjadaczowi chleba ( ryżu !) , bez dużych zasobów, konekcji i skłonności do kombinacji.
Mam nadzieję, że także dla Czytelnika część moich zauroczeń stanie się bardziej zrozumiała po obejrzeniu zdjęć.
Ibuella

20121109-103208.jpg

20121109-103226.jpg

20121109-103252.jpg

20121109-103309.jpg

20121109-103323.jpg

20121109-103335.jpg

Awaria !!

Niestety od kilku dni „dzięki” firmie Orange nie mam dostępu do netu w iPadzie=> nie mogę wrzucać zdjęć a i same wpisy byłyby utrudnione w wersji z iPhone’a. Kolejne odcinki ŻÓŁTEGO BLOGA są w kolejce w poczekalni. Zapewne ok. 9.11. znajdą się na swoim miejscu. Wszystkich dopytujących – przepraszam za niezawinioną przerwę. Pozdrawiam spod palmy
IBUELLA

ET

Wysłane z iPhone

Bali – oczarowania na razie brak ;-(

Z wysepki- kropeczki Gili Trawangan wczoraj powrociliśmy wodolotem na Bali gdzie wciąż mam nadzieję na zachwyty i zauroczenia, bo – póki co – ich brak. Jak wcześniej już wspominałam skomercjalizowanie wyspy, trwające budowy i rozbudowy, stłoczenie ośrodków wszelakiego autoramentu, duży ruch samochodowy, spaliny….. wszystko to dalece odbiega od obrazu sielskiej wyspy w tropikach.
Bali nie jest duża ( ok. 190 km ze wshodu na zachód i ok. 85 z pd. na północ), ale bardzo gęsto zaludniona. Mieszka to ok. 4 mln stałych mieszkańcow, przebywa ok. 1 mln turystów, a ponadto nielegalnie pomieszkuje ok. 1 mln przybyszów z sąsiednich wysp, głownie z Jawy.
Balijczycy nie przepadają za Jawajczykami ( delikatnie rzecz ujmując), bo ci drudzy są bardzo odmienni kulturowo, obyczajowo i religijnie. Przyjeżdzają na Bali , robią tu jakieś interesy, ale nie identyfikują się ze społecznością, nie płacą podatków, są na swój sposób wyizolowani.
Ponadto – jako muzułmanie – są kojarzeni z zamachami , a szczególnie z tym z 2002 roku, który zabił kilkadziesiąt osób ( w tym także Beatę Pawlak- dziennikarkę GW), ale także skutecznie odstraszył na długi czas turystów i zniechęcił ich do wypoczynku na wyspie. A brak turystów oznacza tu biedę i problemy setek tysięcy ludzi, którzy żyją tu z turystyki.
Bali jest jedyną spośród większych wysp Indonezji gdzie religią dominującą jest HINDUIZM, a nie jak wszędzie wokół- islam. Wprawdzie ten hinduizm balijskie nie jest tożsamy z indyjskim ( system kastowy tak, ale kasty tylko 4, szacunek dla istot żywych tak, ale kowa nie jest święta i wołowinę się jada itd.) , ale baza jest taka sama jak u wszystkich wyznawców tej religii.
Przynależność do kasty jest czymś co jest nam dane na całe życie i czego nie może zmienić ani status materialny , ani wykształcenie; co więcej – rozmowy pomiędzy wyznawcami tej religii zaczynają się od pytania o status społeczny. W tej kwestii wykluczone jest kłamstwo!
Jeśli przedstawiciel najwyższej kasty – braminów spotyka się z tym z najniższej – śudrów to takie spotkanie wyznacza także styl języka jakiego romówcy będą uzywac- musi to być język formalny, oficjalny z dużą dozą szacunku dla przedstawiciela najwyższej kasty. Jeśli romówcami są przedstawiciele nizszej kasty właściwej obu mogą używać języka prostego, mniej formalnego.
Przynależność do kasty daje pewne preferencje w pełnieniu służby o wysokim prestiżu społecznym czy też piastowaniu stanowisk zaufania społecznego. Takie role są zarezerwowane dla braminów, ale już nauczycielem w szkole może być przedstawiciel dowolnej kasty jeśli tylko ma wystarczające wykształcenie.
Nasz przewodnik opowiadał nam sporo o kuchni balijskiej, która jest kuchnią dość monotonną , opartą na ryżu , warzywach ( szpinak, fasolka, papryczka, ) rybach i owocach morza, a incydentalnie trafia się mięso ( jagnięcina, wołwoina, kurczak). Jedzenie jest przygotowywane wcześnie rano i jest to domena kobiet. Porcja ma być wystarczjąca na cały dzień, dla wszystkich członków rodziny. Nie ma zwyczaju zasiadania wspólnie do stołu, je się wtedy kiedy czas pozwala, ale zwyczajem jest pytanie o to kto już jadł np. Południowy posiłek, by wiedzieć ile trzeba zostawić z przygotowanej porcji by wszyscy się posilili. Na ciepło jest tylko ryż, reszta ( sosy, warzywa, mięso czy ryby) są zimne. W tej strefie klimatycznej to nie jest problem.
Na Bali byliśmy świadkami spektaklu tradycyjnego tańca ognia – Kecak w wykonaniu mężczyzn i postaci z hinduskich eposów. Interesujące doświadczenie..

20121109-102319.jpg

20121109-102440.jpg

20121109-102511.jpg

20121109-102542.jpg

20121109-102557.jpg